wtorek, 23 grudnia 2014
Lekcje indywidualne.. Wybawienie czy udręka?
Hej!
Dzisiaj temat dość nietypowy jak na tematykę mojego bloga, ale czemu by nie, warto czasem odskoczyć od świata urody, prawda? :)
Chciałabym podzielić się z Wami moją opinią o nauczaniu indywidualnym od strony ucznia. Czy rzeczywiście jest tak fajnie? Przecież nie chodzi się do szkoły, ma się mniej lekcji i ogólnie jest 'laba'..?
Więc.. Moje zdanie w tej sprawie jest niestety trochę odmienne. Lekcje indywidualne rozpoczęłam w połowie listopada i trwały one do przerwy świątecznej. Rzeczywiście, na początku było kolorowo, chociaż od razu zauważyłam, że (jednak) 'laby' nie będzie.
Lekcje trwały standardowo, 45 minut, a mój plan lekcji wyglądał następująco (3 klasa gimnazjum):
PON: 8.00 - 2x matematyka
WT: 10.45 - j.polski, historia, fizyka
ŚR: 9.45 - j. angielski, biologia, chemia
CZW: wolne
PT: 8.00 - geografia, 2x j. polski
Dodam, że wszyscy nauczyciele (oprócz pani od j. polskiego), uczą mnie w szkole.
Wydawać by się mogło, że wszystko idealnie, ale niestety tak nie jest..
Po pierwsze, nauczyciele oglądają twoje mieszkanie, więc czujesz presję (czy jest czysto?), bo przecież plotki wśród grona pedagogicznego szybko się rozchodzą.. Dalej, wszystkie prace domowe musisz mieć idealnie wykonane, bezbłędnie (bo przecież przerabiałeś to sam na sam i mówiłeś, że rozumiesz..). Jednak najbardziej bolało to, że pewna nauczycielka przychodziła nadprogramowo. Ale przecież co w tym złego? Przecież robi to z własnej woli! Otóż przychodziła codziennie. Nawet w 'wolne' czwartki.
Szybko odczułam na sobie ciężar lekcji indywidualnych, całe dnie robiłam prace domowe, bo wbrew pozorom nauczyciele zadawali ich bardzo dużo, np. na jednej lekcji historii przerobiłam 13 tematów, gdzie materiału było dużo.. za dużo jak na raz. I ciągle ta presja.. W 'wolnym' czasie przepisywałam materiał do zeszytów, bo na indywidualnych przerabialiśmy teorię słownie.
Podsumowując, ogromnie (!) się cieszę, że wracam już do 'normalnego trybu życia.
Jeśli zastanawiasz się nad indywidualnymi, przemyśl to jeszcze raz.. ;)
/Ania
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ja chodziłam na korepetycje indywidualne z angielskiego i zdecydowanie pomogło mi to lepiej nauczyć się języka, bo na każde zajęcia musiałam przychodzić przygotowana (chcąc nie chcąc). Więc uważam, ze takie zajęcia są bardzo dobre ;)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńJa mam edukację domową, to jednak coś innego. Jestem w niej 3-4 lata.. Żadni nauczyciele nie przychodzą do domu, a ze szkołą nie mam nic wspólnego. Mam podręczniki, uczę się czego chcę i kiedy chcę, a jak się nauczę zdaję tylko egzamin i tyle, mam wakacje. :) Mogę mieć wakacje nawet 6 miesięczne czy jakie sobie wymarzę :D Więc ja do szkoły nigdy nie zamierzam wrócić.. Przynajmniej do końca gimnazjum :)
OdpowiedzUsuńOstatnio dużo słyszałam o edukacji domowej, ale nie wiem czy sama miałabym tyle motywacji, aby gdy mam potencjalnie wolny czas, przysiąść do nauki :D Podziwiam!
Usuń